Przyjazd mój do Lublina otworzył mi nowe teatrum; inszą, a wcale mi przedtem niewiadomą postać rzeczy poznałem. Zacząłem się od plenipotenta mojego informować, jakimi sposoby miałem sobie postępować, abym dobrze wykierował interesa: warszawskie albowiem moje oraculum nie mógł mnie doskonale w tej mierze oświecić, ponieważ nie mając dóbr dziedzicznych ani sum na zastawie, wolen był zupełnie od prawnych interesów, a przeto wiedzieć nie mógł ani znać trybu lubelskiego lub piotrkowskiego. Nauczyłem się więc, iż kto ma sprawę, koniecznie mu do wygranej trzech rzeczy potrzeba. Pierwsza z nich - kredyt własny lub wsparcie mocnych protektorów. Druga - znajomość, przyjaźń lub pokrewieństwo z sędziami, a w niedostatku ten dzielny sposób, którego lubo wyrazić nie śmiem, w potrzebie jednak albo wyrówna lub więcej dokaże nad przyjaźń i pokrewieństwo. Na końcu się zwyczajnie kłaść zwykła sprawiedliwość interesu.
Na fundamencie więc tych i innych wielorakich instrukcji zacząłem pracowite wizyty do każdego w szczególności z jaśnie wielmożnych, nosząc drogi depozyt listów rekomendacjalnych. Trzeba było nieraz uprzedzać wschód słońca, piąć się czasem po ciemnych i niewygodnych wschodach na drugie, trzecie lub czwarte piątro, a doszedłszy pożądanego terminu, w ciemnym częstokroć przedpokoju z pokorną rzeszą współpacjentów czekać szczęśliwej pory, kiedy się jegomość dobrodziej obudzi albo dla nas widocznym będzie. Odmykał drzwi pańskiego pokoju Matyjasz może albo Iwan, z prawowiernego katolika świeżo dla trybunalskiej publiki od jaśnie wielmożnego pana kreowany mahometanin.
Wpuszczony raz do pokoju, miałem honor zobaczyć ze wszech miar straszliwego sędzię. Nie ruszywszy się z stołka, wysłuchał pokornej oracji, a wspaniało-surowym okiem zmierzywszy mnie po kilkakrotnie od stóp do głów, kazał pajukom podać sobie miednicę staroświecką, piękną, marcypanowej roboty, z rzniętym we środku (jakem postrzegł) nie jego herbem; dopiero umywszy się należycie, odprawił mnie w krótkości słów zwykłym wielkim ministrom komplementem:
- Zobaczę, o co rzecz idzie, będziesz miał waszmość pan w czasie rezolucją.
Jeszcze mi dotąd stoi w oczach postać domu jednego z moich sędzi. Sposób, którym jego kamienicy ex officio niegdyś izba i alkierz, naówczas sala audiencjonalna i gabinet był przystrojony, prezentował wspór osobliwy między wspaniałością i nędzą. Mury sali okryte były obiciem, którego jeden bryt płomienisty wytartego półatłasku, drugi włóczkową robotą w kostkę; stół wielki na środku okrywał bogaty perski dywan, a naokoło izby stały nierówne z prostego drzewa zydle i jedno stare krzesło wyzłacaną skórą wybite, z poręczami. Pokoju wąskiego sypialnego mury były obnażone; przy łóżku parawanik, zamiast płotku kilimek wytarty, łóżko szczupłe, a nad nim szklnił się makat złotogłowy. Wisiały rzędem zegarki kameryzowane, dalej sute rzędy, szable złote i karabele. Zadziwiony niespodziewaną wspaniałością, pomyśliłem sobie: "O, jak szczęśliwe to miasto, gdzie i tak prędko, i tak tanio, i tak pięknych rzeczy dostać można!"
.:: top ::.
Copyright krasicki.kulturalna.com
Wydawca: Olsztyńskie Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - Kulturalna Polska współpraca • autorzy • kontakt